Maraton we Wrocławiu był ciężki z dwóch powodów, po pierwsze pogoda, która sprzyjała tylko opalaniu się na plaży (28 stopni w cieniu), po drugie moje nastawienie. To był mój drugi maraton w życiu i czas jaki na nim uzyskałem zaskoczył nawet mnie, mając w pamięci maraton z przed dwóch lat teraz również nie doceniłem tego dystansu, czas jaki uzyskałem to 5:33 h :(.
Postanowiłem poważnie się wziąźć za bieganie i po 4 dniowym dochodzeniu do siebie ustaliłem treningi 6 razy w tygodniu z długim biegiem we wtorek i zapisałem się na maraton w Poznaniu aby sprawdzić jak idą moje przygotowania. Do maratonu miałem w tedy nieco ponad 4 tygodnie, niby dużo, ale wiedziałem że nie mogę się spodziewać większej poprawy, chociażby ze względu na wagę (82 kg) i kompletny brak diety.
Zacząłem trenować... te 4 tygodnie przed Poznaniem miały być bazą do prawdziwego biegu (odsyłam do Skarżyńskiego), po każdym treningu parę brzuszków i 1 razy w tygodniu podciąganie na drążku. Było ciężko, teraz wiem jakie miałem braki i chyba wciąż je mam, jednak udało się ukończyć bazę i pojechałem do Poznania, czas 5:13h, lepiej o 20 minut. Poprawa widoczna.
Przy okazji poznałem paru fajnych zapaleńców biegania, z których każdy biega już ponad 10 lat i którzy ukończyli przynajmniej 30 maratonów, jednak fenomenem jest dla mnie Jerzy Bednarz, który ukończył już ponad 500 maratonów... NIESAMOWITE. Podpytałem ich o parę rzeczy jak trenować, czy trenować w zimie, czy dieta faktycznie pomaga, jaką technikę stosować (jestem zwolennikiem biegania naturalnego, ale nie biegam na boso), ile trenować w tygodniu. Ciekawą rzeczą jest trening w zimie, który pozwala zbudować bazę i to solidną bazę do zawodów wiosennych. Zalecono mi też abym nie robił sobie odpoczynku od biegania przez 3-4 dni zaraz po maratonie, tak jak ja to planowałem, na drugi i trzeci dzień po powrocie (poniedziałek i wtorek) najlepiej "rozbiegać" maraton tempem wolnym nie szybkim przez około 15 - 20 minut, w środę zwiększyć czas biegu do 30 minut, a trening właściwy zacząć dopiero w czwartek. tak też zrobiłem i faktycznie jak podczas wcześniejszych maratonów dochodziłem do siebie jakieś 4 dni tak teraz już w poniedziałek po rozbieganiu nie czułem żadnego bólu.
Od tamtej pory biegam 6 razy w tygodniu, czasem z dobrym lub nawet rewelacyjnym rezultatem a czasami jak to bywa z fatalnym (zależy od dnia) od 16 października (Maraton Poznański) minęło 42 dni, w tym czasie przebiegłem 261 km ze średnim tempem 5:43. Wstawanie codziennie rano stało się dla mnie chlebem powszednim, jeden dzień bez biegu jest jak 5 minut bez powietrza. Na początku się zastanawiałem jak długo tak wytrzymam... "wytrzymuję" tak już 9 tygodni i nie wyobrażam sobie teraz odpuszczenie, z jednej strony jest to rutyna z drugiej jeżeli odpuszczę treningi teraz kiedy na dworze temperatura nie przekracza póki co 3 stopni, to tak jak bym się poddał, czuję że nie mogę odpuścić.